
24 lip FORTE DEI MARMI
Forte dei Marmi leży nad samym morzem, jak na typowo wypoczynkową
miejscowość przystało. Zimują tu wyłącznie stali mieszkańczy, których
jest stosunkowo mało…
Miałam zostawić taką nieokreśloną liczbę
mieszkańców, bo co to za różnica w końcu, ilu ludzi tam jest
zameldowanych na stałe, ale z ciekawości i dla wiarygodności tekstu
zajrzałam do Wikipedii. No i się zdziwiłam. Bo na dzień 13 kwietnia 2013
roku liczba mieszkańców wynosiłą AŻ 7.063 sztuki. Trochę mi się to
niewiarygodne wydaje, ale to chyba ze względu na fakt, że bywałam tam
wyłącznie w sezonie, kiedy nie ma gdzie nogi postawić, tak roi się od
turystów i plażowiczów.
No właśnie, bo Forte dei Marmi to miejscowość
wybitnie wypoczynkowa. I to na dodatek wszechstronnie. Główną atrakcją
miejscowości owszem, jest morze i fajna plaża ze złotym piaskiem, ale
jak się odwrócić tyłem do morza to można sobie obejrzeć taki widoczek:

Te
wygarbienia terenu potocznie zwane górami to mają po dwa tysiące
metrów… Wysokość dla mnie zabójcza. Małą dygresyjkę wtrącę. Swego
czasu, jak byłam świeżo upieczoną żoną, to mój małżon postanowił
zaaplikować mi rozryweczkę i zawiózł mnie do Forte dei Marmi, na miłe
nadmorskie plażowanie. Wspominałam już, że to mój ulubiony letni sport,
leżaczek nad morską tonią, lekka bryza, szum fal i te sprawy…
Żyć
nie umierać! Małżon doskonale wpasował się z przyjemnochą dla mnie! No
ale żeby nie było zbyt nudno, to postanowił urozmaicić dzienną porcję
rozrywek i zaraz, natychmiast po leżaczkowaniu zabrał mnie w góry, do
kopalni marmuru, tego białego, kararyjskiego, skąd Michał Anioł brał
materiał do swoich arcydzieł.
No i prawie mnie zamordował tymi
górami! Małżon, nie Michał Anioł. Od zera nad poziomem morza do prawie
dwóch tysięcy metrów w niecałą godzinkę! Sami spóbujcie, to się
przekonacie, czym to grozi! Myślałam, że zejdę z tego świata! Od tamtej
pory utwierdziłam się przekonaniu, że nie lubię gór. Nigdy nie lubiłam,
ale nie wiedziałam dlaczego… No, to się dowiedziałam!
A wracając do
tematu zasadniczego: Forte dei Marmi wzięło swą nazwę od małego fortu,
wzmocnienia zbudowanego w roku 1788 na życzenie ówczesnego władcy
Wielkiego Księstwa Toskanii, Pietro Leopoldo di Lorena, w centralnej
części miasta, w celu obrony terenów nabrzeżnych oraz od marmurów które
właśnie z pobliskich gór (tych, których nie lubię!) Alp Apuańskich były
transportowane do portu, żeby dalej drogą morską mogły dostać się do
różnych miejsc przeznaczenia, czasami i nawet bardzo odległych.
Kopalnię
marmurów można zwiedzać. I kiedy ja to oglądałam, to była to wielka
wyrwa w bielusieńkiej skale. Jak dokładniej się przyjrzycie pierwszej
focie u góry, to widać tam takie białe łaty. To nie jest śnieg leżący na
skałach, a właśnie sama skała. Zasadniczego procesu wydobywania
marmuru, odbierania go górom nie można oglądać, ponieważ prace te
opierają się głównie na użyciu materiałów wybuchowych, oprócz kilofa i
łopaty.
Na nadmorskiej promenadzie rosną sobie takie palmy i kwiatuszki:


